To było jej drugie spotkanie z nową terapeutką po przeprowadzce. Zdążyła poczuć się z nią bezpiecznie, miała jasny cel terapii w głowie i była gotowa się otworzyć. Siedząc na fotelu, wyrzucała z siebie jednym tchem z pełną świadomością wszystkie swoje trudności i emocjonalne zaburzenia, których w sobie nie lubi i które tak mocno potrafią jej utrudniać życie. Gdy w końcu skończyła je wymieniać, zapadła cisza. Po chwili usłyszała, jak terapeutka mówi do niej wolno i wyraźnie, patrząc jej głęboko w oczy: „Nie możesz się obwiniać, to nie jest twoja wina”. W tym momencie wybuchła szlochem, nie mogła przestać płakać… To były słowa, których tak bardzo potrzebowała usłyszeć. Uświadomiła sobie, że chyba nikt wcześniej tak jasno i wyraźnie jej tego nie powiedział. Wiedziała, że nie jest winna i to nie ona jest odpowiedzialna za źródło wielu swoich obecnych problemów, jednak potrzebowała usłyszeć to zewnątrz, niejako otrzymać emocjonalne wyzwolenie. To było jedno z najważniejszych zdań, które usłyszała w dorosłym życiu w procesie leczenia siebie z emocjonalnych traum.
Co nie jest naszą winą?
Nie jesteś winny niczemu, co Ci się stało w dzieciństwie jako bezbronnemu dziecku.
Nasi rodzice sieją w nas mentalne i emocjonalne ziarna – ziarna, które rosną wraz z nami. W niektórych rodzinach są to ziarna miłości, szacunku i wolności. Niestety, w wielu innych są to ziarna strachu, obowiązku czy winy. (Toksyczni rodzice, Susan Forward).
Dziecko praktycznie zawsze wini siebie, gdy cierpi z rąk dorosłych. Jeśli np. jest poniżane lub ignorowane, to zakłada, że widocznie zasługuje na takie traktowanie i że coś musi być z nim nie tak. Jako dorośli ludzie nadal w to wierzymy, zatem może zająć nam wiele lat wnikliwej obserwacji i pracy nad sobą, by uświadomić sobie, że jako dzieci byliśmy bez winy, a krzywda była niezasłużona. Pamiętam, jak moja terapeutka powiedziała, że nigdy nie jest winą dziecka, które ma 2, 5, 11, a nawet 14 lat. To rodzice ponoszą pełną odpowiedzialność za zarówno swoje jak i dziecka emocje i zachowania. Dzieci są tylko bezbronnymi poddanymi dorosłych, skazani na wszelkie okoliczności i czynniki, które mają miejsce, bez możliwości kwestionowania, obrony siebie, ucieczki, a czasem nawet bez braku świadomości istnienia innej, lepszej rzeczywistości (zobacz: Kult rodziców).
Nie jest naszą winą, że byliśmy świadkami lub ofiarami przemocy fizycznej, seksualnej lub psychicznej. Nie jesteśmy winni temu, że jedno z rodziców było fizycznie lub emocjonalnie niedostępne. Nie możemy czuć się winni za niechęć chodzenia do szkoły, słabe stopnie lub za bycie ofiarą znęcania się przez rówieśników. To nie nasza wina, że rodzice mieli wygórowane oczekiwania wobec nas, byli krytyczni, surowi, nieprzewidywalni, poniżający, nadopiekuńczy lub na odwrót – ignorujący nasze fizyczne lub/i emocjonalne potrzeby. Nie jesteś winny temu, że jako dziewczynce uczono Cię być posłuszną i nie okazywać złości, a jako chłopcu wpojono, że wstydem jest płakać lub się bać. Nie możesz obwiniać się, że rodzice mieli pewne wymagania co do Twojej przyszłości i np. szantażem wymusili na Tobie kończenie danych studiów i karierę w zawodzie, która nie jest zgodna z Twoimi naturalnymi zdolnościami lub zainteresowaniami.
Wpływ dzieciństwa na dorosłe życie
Gdyby dało się jedną ciągłą linią odciąć dzieciństwo od dorosłości, to nie byłoby mnie tu. Jednak cały problem polega na tym, że to dzieciństwo, nasi rodzice i otoczenie wokół nas w największej mierze determinują nasze całe dorosłe życie w sensie zarówno pozytywnym i negatywnym:
„Kiedy dorastałeś, zasiane ziarna rozrosły się w niewidoczne chwasty, które zaatakowały twoje życie tak dalece, że nie potrafisz sobie nawet tego wyobrazić. Ich pędy mogły zaszkodzić twoim uczuciowym związkom, karierze, życiu rodzinnemu; to one z pewnością zdusiły w tobie pewność siebie i poczucie własnej wartości” (Toksyczni rodzice, Susan Forward).
Ten cały bagaż z przeszłości wrzuca nas w pewien tryb automatycznego myślenia i wyuczonych mechanizmów działania – schematów, które były przydatne nam kiedyś, by przetrwać, jednak straciły na ważności od czasu uniezależnienia się od rodziców. Możemy prowadzić pozornie udane życie, a jednocześnie mieć poczucie, że jednak czegoś nam brakuje. Mamy tendencje do wchodzenia w niezdrowe relacje przyjacielskie lub miłosne. Pracujemy w zawodzie, który nas nie kręci, a często nie mamy pojęcia, co nas uskrzydla. Stale uciekamy od siebie i emocji, które nas raz po raz ogarniają. Nie kochamy siebie wystarczająco i jesteśmy dla siebie najsurowszymi sędziami. Pozwalamy innym przekraczać nasze granice lub my przekraczamy granice innych. Wierzymy w niesprawdzone przekonania na temat ludzi, świata i nas samych. Mamy niskie poczucie własnej wartości, sabotujemy własne działania, brakuje nam pewności siebie, boimy się autorytetu, zakładamy maski, unikamy bliskości z innymi i z trudnością nam przychodzi obdarzanie siebie życzliwością i troską. I te wszystkie rzeczy nie są naszą winą, bo są niejako echem skrzywdzonego w przeszłości dziecka, które w opakowaniu dorosłego próbuje jakkolwiek sobie radzić i zrekompensować w sposób niezdrowy i niesłużący mu niezaspokojone z dzieciństwa potrzeby.
Akceptacja i empatia wobec siebie
Akceptacja zawiera w sobie rozpoznanie, zrozumienie źródła, uznanie i pogodzenie się z tym, co się stało w dzieciństwie. To może być długi proces i nie należy próbować tego przyspieszyć. Przede wszystkim jednak dajmy sobie przyzwolenie na akceptację naszej skrzywdzonej części. Przyjmijmy ją taką jaka teraz jest, starajmy się nie oceniać, bo wszystko jest z nią w porządku.
Empatia może oznaczać dostrzeżenie emocjalnych ran i otoczenie ich opieką, niejako zakładanie plastra ochronnego na zranione części. Daj sobie prawo na wszelkie emocje, które się pojawiają, pamiętając, że nie ma złych emocji. Pozostań z uczuciami, przeżywaj je. Pozwól sobie na smutek i płacz. Nie unikaj gniewu, bo ma prawo tam się pojawić. Staraj się, jak możesz, zapewnić sobie najlepszą troskę, życzliwość, współczucie i samoukojenie. Traktuj siebie jak najlepszego przyjaciela i daj sobie odpowiednią ilość czasu na proces leczenia i emocjonalną żałobę nad swoją przeszłością.
Twój zdrowy dorosły możesz dać akceptację i empatię małemu zranionemu dziecku, które siedzi w Tobie.
Odpowiedzialność
Akceptacja i empatia wobec siebie nie ma na celu usprawiedliwić naszych obecnych destrukcyjnych zachowań wobec siebie i innych. Chodzi raczej o to, by otoczyć empatią i opieką skrzywdzone wewnętrzne dziecko, a jednocześnie uświadomić sobie, że nie musimy wiecznie być ofiarami naszej przeszłości. Możemy znacząco wpłynąć na naszą teraźniejszość poprzez wzięcie odpowiedzialności za własne życie. Rzecz jasna, uświadomienie sobie, że to nie nasza wina to jedna rzecz, a branie odpowiedzialności za nasze obecne życie to druga rzecz. Niektórzy dorośli lubują się w obwinianiu innych wokół (rodziców, pracodawcę, rząd itp.) za wszystkie swoje porażki i czerpią emocjonalne „korzyści” z wyuczonej bezradności.
Dojrzała postawa polega na podjęciu działań, by złamać wgrany nam z dzieciństwa schemat i uleczyć to, co zostało zranione nie z naszej winy. Dla mnie najlepszym lekarstwem jest psychoterapia. Ale to nie wszystko: czytaj książki, oglądaj mądrych ludzi, medytuj, oddaj się autorefleksji, zapisuj swoje myśli i uczucia. Przy tym nie przestawaj powtarzać sobie: To nie moja wina.
“Nie jesteś wcale złym człowiekiem. Jesteś dobrym człowiekiem, któremu przydarzyło się wiele złych rzeczy. (…) Poza tym świat wcale nie dzieli się na dobrych ludzi i śmierciożerców, bo wszyscy mamy w sobie tyle samo dobra co zła. Tylko od nas zależy, jaką drogą pójdziemy. Taka jest nasza natura” (Syriusz Black, Harry Potter).