Imagine there’s no countries
It isn’t hard to do
Nothing to kill or die for
And no religion too
(Imagine, John Lennon)
Na początku spróbuję określić, co mam na myśli używając słowa „religia”. Otóż rozumiem przez to wszystkie religie świata oraz wszelkie wierzenia i praktyki, które zakładają istnienie oraz wielbienie mono lub politeistycznego boga. Zatem idea “boga” i “religii” jest tym samym.
Angielską wersję tego wpisu przetłumaczoną przeze mnie znajdziesz tu.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że religia to wymysł człowieka. Przy innej okazji wyjaśnię przyczyny swoich poglądów na temat boga i wiary w niego. Tymczasem, możesz zajrzeć do książki Bóg nie jest wielki. Jak religia wszystko zatruwa autorstwa Christophera Hitchensa (God Is Not Great. How Religion Poisons Everything). Twierdzę, że religia oraz wszelkie pisma uznane za święte są złe i szkodliwe jako idee dla każdej zdrowej i szanującej się istoty ludzkiej. Co jednak nie oznacza, że ludzie w niej znajdujący się są również niegodziwi. Tylko niektórzy 😉 Powiedziałabym nawet, że większość wyznawców to ofiary, często mający dobre i szlachetne pobudki.
Swoje przemyślenia opieram na osobistych doświadczeniach. Ku mojemu szczęściu, nie byłam wychowana w jakiejkolwiek religii. Jednak nie stanowiło to przeszkody, by jako osoba dorosła przez osiem lat oficjalnie należeć do pewnej organizacji religijnej i być jej głęboko wierzącym i praktykującym członkiem. Obecnie najbliżej jest mi do agnostycyzmu i do poglądu filozofa Jana Hartmana: „Agnostycyzm to postawa uczciwości intelektualnej. Agnostyk mówi tak: gdyby Bóg istniał, oczekiwałby, że będę agnostykiem, bo naprawdę nie wiem. Jest pychą udawać, że się wie coś, czego się nie wie”. Osobiście doświadczyłam trzech różnych stanów w kontekście religii: skrajnej nieświadomości, ekstremizmu religijnego oraz świadomego wątpienia. Czuję zatem potrzebę wyrażenia swojej teorii poprzez odpowiedź na pytanie: Co pcha ludzi w szpony religii?
Oto sześć czynników psychologicznych, które tworzą podstawę bycia zniewolonym przez religię.
1. Potrzeba autorytetu
To ludzie pragnący i łaknący autorytetu: kogoś wyższego i mądrzejszego, a jednocześnie surowego i nieustępliwego, który powie w sposób bardzo szczegółowy, jak mają żyć w każdym aspekcie swojego życia: począwszy od diety, ubioru, rozrywki, wyboru przyjaciół czy partnera seksualnego. Zapewnia im to poczucie bezpieczeństwa i spokoju, bo nie muszą myśleć, rozważać, kwestionować i brać odpowiedzialności za swoje decyzje. Mają odgórnie podaną zasadę na praktycznie każdą sytuację, a jedyne, czego bóg od nich wymaga, to ślepego podporządkowania. Za to jest nagroda – zadowalanie swego pana, którzy następnie obdarzy ich swoim uznaniem. To strach przed wolnością, przed wyborem, przed porażką, doświadczaniem i strach przed nieznanym pcha ludzi w zamiłowanie do totalitaryzmu i do władzy absolutnej. „It is the wish to be a slave. It is the desire that there be an unalterable, unchallengeable, tyrannical authority who can convict you of thought crime while you are asleep, who can subject you to total surveillance around the clock every waking and sleeping minute of your life, before you’re born and, even worse and where the real fun begins, after you’re dead” (Christopher Hitchens). Osoby uznające odgórnie narzucony autorytet nie lubią partnerstwa, równości, dyskusji, dialogu. Raczej wolą hierarchię, tytuły, przywileje, monolog, kontrolę, sztywne i nienaruszalne reguły. Słuchanie się innych, uzależnienie i podporządkowanie jest według nich podstawą harmonii i dobrostanu społeczeństwa. Ślepa wiara i zaufanie, że wszystko, co powie bóg, pan, samozwańczy guru czy święte pisma, jest słuszne i niepodważalne, jak bardzo szaleńczo by nie brzmiało: „We must be afraid, we must also be forced to love someone who we fear – the essence of sadomasochism, the essence of abjection, the essence of the master-slave relationship” (Christopher Hitchens). To głębokie przekonanie, że ktoś ma prawo i wręcz powinien mówić mi, jak mam żyć.
2. Przekonanie, że ludzie są z natury źli
Wiara w to, że ludzie potrzebują boga, by zachowywać się moralnie i że jak tylko porzucimy boskie kierownictwo, to natychmiast ujawni się nasza niegodziwa, grzesna, okrutna i samolubna natura. Wierzący sądzi, że my jako ludzie nie posiadamy wbudowanej etyki i moralności lub że jest ona na tyle zawodna, że w obliczu naszych ‘złych’ pragnień i ‘złego’ świata potrzebujemy boga – ratunku i drogowskazu – by nam mówił, co jest dobre, a co złe i stale naprowadzał na właściwą drogę. To postawa, która zabiera całą ludzką chwałę i czyni z nas nędzne, bezmyślne maszyny podążające wyłącznie w kierunku nieprawości. Gdy pytam osobę wierzącą o ewentualne skutki porzucenia przez nich religii, słyszę zawsze tę samą odpowiedź: „Stanę się złym człowiekiem. Przestanę zachowywać się szlachetnie i czynić dobro dla innych. Zacznę prowadzić niepożyteczne, samolubne i podłe życie”. Usłyszałam też taką odpowiedź: „Stracę rozum”. Jak niskim zaufaniem trzeba się darzyć, by twierdzić, że jedyny bodziec popychający człowieka ku czynieniu dobra, to zewnętrzna boska istota. Bogobojni ludzie są gotowi przypisać każdy dobry uczynek i szlachetny gest wyższej istocie: „Jestem dobry dzięki bogu, a nie dzięki sobie i swym wyborom”.
3. Potrzeba miłości i przynależności
Zgodnie z hierarchią potrzeb Maslow’a, na trzecim poziomie znajduje się potrzeba miłości i przynależności. Pewni ludzie właśnie w religii zaspokają tę potrzebę. Może to być kluczowy czynnik decydujący o ich przynależności do danego wyznania, bo np. urodzili się w rodzinie, która głównie obraca się w gronie współwyznawców, zatem nie znają i nie szukają innego towarzystwa. Niektórzy wierzący niekoniecznie mogą rozumieć nauki swojej religii, wierzyć w ich prawdziwość lub gorliwie angażować się w jej praktyki. Jednak są w niej głównie z powodu stworzonej więzi i przywiązania do religijnej społeczności. Mogą wierzyć i podziwiać bardziej ludzi, których tam spotkali niż pisma, które czytają. Często wspólnota religijna to jedyna grupa, który zapewnia osobie wierzącej miłość i akceptację. Mogą być niechciani i odrzuceni w rodzinie, pracy, u przyjaciół, sąsiadów, ale religia zawsze ich przyjmie z otwartymi rękami. Rzecz jasna, pod jednym warunkiem – muszą wpasowywać się w zasady i reguły danej religii. Jednak osoba łaknąca tego podstawowego uczucia jest gotowa zrobić wiele, wierząc dodatkowo, że to się podoba bogu. I to działa: im więcej z siebie daje i im bardziej próbuje być bogobojna, tym więcej uznania, akceptacji, podziwu i poklasku otrzymuje od swoich guru i współwyznawców.
4. Uprzywilejowanie (Potrzeba szacunku i uznania)
Należenie do jakiegokolwiek wyznania rzekomo kierowanego przez boga daje nieopisane poczucie wyróżnienia i wyjątkowości. To niema demonstracja wobec tych „niewierzących”: „Spójrzcie, bóg mnie wybrał jako swego sługę i przyjaciela, jestem od Was lepszy, bardziej cnotliwy, prawy i szlachetny. I dlatego bóg wysłuchuje moich modlitw, kieruje mną, pomaga mi w cudowny sposób i błogosławi mojemu jestestwu, a na koniec wynagrodzi mnie życiem wiecznym”. Taka potrzeba uprzywilejowania i należenia do małej grupy wybranych przez boga najczęściej dotyczy ludzi paradoksalnie z niskim poczuciem własnej wartości oraz łatwo ulegających. Te problemy są kompensowane w postaci egocentryzmu lub wręcz narcyzmu. A innych trzyma przy życiu z podświadomą myślą o sobie: „Jestem przecież zerem, nieudacznikiem i nie posiadam żadnej wartości. Ale skoro bóg – najwyższa istota na ziemi w swojej niezasłużonej życzliwości mnie wybrał jako swoje narzędzie, to chcę mu służyć, bo przecież nikt inny mnie nie zechce”.
5. Strach przed śmiercią
Według mnie jest to najważniejsza przyczyna, która pcha ludzi w sidła religii. Praktycznie każdy człowiek przy zdrowych zmysłach w jakimś stopniu boi się śmierci i pustki, która po niej następuje. Jest to zupełnie naturalne, ludzkie uczucie. Jednak głęboki strach tak bardzo niektórych paraliżuje, że skłania ich do szukania ‘ratunku’ za wszelką cenę. Doprowadza do chęci uwierzenia, że jest ocalenie, bo przecież życie nie może tak prostu się skończyć. To sposób na zaprzeczenie śmierci, na ucieczkę przed nią. Religia daje tę wspaniałą obietnicę. Oprócz tego, że śmierć to nie koniec, to dodatkowo będzie jeszcze lepiej po śmierci, zatem nie ma się czego bać. Życzeniowe myślenie o wiecznym życiu staje się dogmatem nie do podważenia i tym samym zapewnia wyznawcom ogromne poczucie spokoju: „Cóż to jest męczyć się przez kilkadziesiąt lat za tego życia, skoro czeka mnie doskonała wieczność?!”
6. Potrzeba posiadania ideologii (potrzeba samorealizacji)
To najwyższa potrzeba człowieka – potrzeba samorealizacji u Maslow’a. Nie wszyscy do niej dochodzą, jednak ci, którzy szukają pięknej i doskonałej ideologii życiowej, religia trafia w 100% w ich gust. Albowiem nadaje im sens życia od początku do końca, udzielając prostych odpowiedzi na każde pytanie, które ludzie sobie zadają od tysięcy lat: Skąd się wzięliśmy? Jaki jest sens istnienia? Co przyniesie przyszłość? Czy śmierć to koniec życia? Religia nie pozostawia żadnych wątpliwości, na wszystko wymyśla wytłumaczenie, jak nieprawdopodobnie by ono nie brzmiało. To idealny pokarm dla tych, którzy pragną dostać w pełni ukształtowaną i koherentną doktrynę życia, tak by oddać się jej do końca swoich dni i żyć w błogiej świadomości i świętym spokoju, że nie trzeba już dalej poszukiwać, bo wszystko jest jasne, odkryte, zbadane.
Nasze potrzeby same w sobie są naturalne i wpisane w nasze człowieczeństwo, istnieją też zdrowe sposoby na ich zaspokajanie. Problem pojawia się wtedy, gdy potrzeby te stają się tak silne, że czynią człowieka podatnym na bajki w postaci religii. W kolejnym artykule o religii opiszę, skąd się wzięły wyżej wymienione psychologiczne podstawy religijności. Czyli podam przyczyny przyczyn 😉
P.S. Polubienia i komentarze wymagane 😉