Używamy na co dzień wyrażeń „mieć szczęście” czy „mieć pecha”, by opisać nasze subiektywne odczucie powodzenia lub jego braku. Jeśli traktujemy takie zdania z przymrużeniem oka, to nie widzę większego problemu. Nie lubię jednak, gdy ktoś używa powyższych słów jako usprawiedliwienie swojego braku działania. Poza tym język, jaki stosujemy, wpływa na nasze myślenie i samopoczucie. Ustalmy więc, o co chodzi z tym szczęściem.

Mieć pecha

Istnieje pewna grupa ludzi, która uważa, że nie ma w życiu szczęścia. Jaka idea się za tym kryje? Wierzą, że nie urodzili się pod „szczęśliwą gwiazdą”, czyli nie posiadają żadnych wyjątkowych zdolności, by móc robić to, co kochają, że nie mają bogatych rodziców, którzy by ich wspierali finansowo. Nie mogą też znaleźć odpowiedniego partnera życiowego, bo albo są brzydcy i nikt ich nie chce, albo wszystkie fajne osoby są już zajęte. Uważają natomiast, że ludzie w ich otoczeniu mają większe szczęście od nich. Zazdroszczą im sukcesów w pracy i życiu prywatnym, lepszego pochodzenia czy udanych dzieci. Wierzą, że niektórym po prostu bardziej w życiu wychodzi, a oni często mają po prostu pecha. Podjęli nieświadomą decyzję oddania swojego życia losowi i tajemniczemu szczęściu, na które według nich nie mają wpływu.

I w powyższej narracji używanie sformułowań „mieć szczęście” czy „mieć pecha” jest wyrazem głębokich, ograniczających przekonań. Przekonań pełnych błędów poznawczych – nieracjonalnego postrzegania rzeczywistości, kiedy zauważamy wybiórczo tylko pechowe zdarzenia, przydarzające się nam oraz szczęśliwe przypadki, spotykające innych. A jaka jest prawda?

szczescie czy pech

Szczęście to wybór

Prawda jest taka, że szczęście nie jest niczym magicznym, przypisanym tylko do konkretnych ludzi. To my jako osoby dorosłe je tworzymy.

„Nic nie jest przypadkowe. Wszystko wynika z czegoś” (Jacek Walkiewicz)

Po pierwsze, posiadanie szczęścia ściśle wiąże się z byciem optymistycznie i pozytywnie nastawionym do życia. Bycie otwartym na nowe doświadczenia i ludzi, korzystne postrzeganie szans i wyzwań w każdym działaniu. Zakładanie z góry, że mi się uda. Szczęściarze nawet „pech” interpretują jako pomyślność. Swoje porażki lub dramaty obracają w refleksję, naukę, działanie czy pomaganie innym.

Po drugie, szczęście to po prostu własny wysiłek, wybory i decyzje. Na powodzenie najczęściej trzeba sobie zapracować – w sensie psychicznym i fizycznym.

„Odkryłem, ze im ciężej pracuję, tym bardziej sprzyja mi szczęście„ (Thomas Jefferson) 

Spójrzmy przez chwilę na świat oczami pechowca, ale dla odmiany zróbmy to dokładnie i uczciwie. Co byśmy zobaczyli? W dużym uproszczeniu widzimy świat optymistów i pesymistów, których spotykają w podobnej mierze rzeczy dobre i złe.

No właśnie, pechowcy zapominają często o tym, że szczęściarze nie mają życia tylko usłanego różami. Główna różnica między nimi polega na sposobie interpretacji rzeczywistości, a nie na faktycznych szczęśliwych lub pechowych wydarzeniach. Ci, o których myślimy, że mają szczęście, zapominamy, że w ich życiu istniały setki sytuacji, o których byśmy powiedzieli, że mieli pecha, i to ogromnego. I gdyby nie ich pozytywne nastawienie i waleczność to już dawno by się poddali i oddali wygodnej bezradności.

Rzecz jasna wyjątkiem tu są ludzie urodzeni w krajach bardzo biednych lub zdominowanych przez represyjną religię bądź kulturę, gdzie prawie niemożliwe jest wyrwanie się spod jarzma niesprawiedliwego systemu czy środowiska. Ten artykuł piszę z myślą o wolnych  ludziach.

Jak mieć szczęście

No dobrze. Ale możesz oponować: „Nie na wszystko mamy wpływ i nawet najlepsze nastawienie nie załatwi nam pewnych rzeczy, które dostaliśmy przez przypadek, od losu”. Jasne, niektórym może być po prostu łatwiej w życiu, bo już jako dzieci dorastały np. w liberalnym kraju i emocjonalnie zdrowym domu. Cały początek naszego życie składa się z przypadkowych dla nas zdarzeń.  Byliśmy wtedy odbiorcami czyichś decyzji. Jako dzieci nie mieliśmy żadnego wpływu na otoczenie, w którym się urodziliśmy i dorastaliśmy. Byliśmy zdani głównie na rodziców, dalszą rodzinę, szkołę itp.

Zatem w tym sensie można powiedzieć o posiadaniu większego lub mniejszego szczęścia co do czasów, miejsca urodzenia, doświadczeń z dzieciństwa i genów.

Ale co ważne i pocieszające, nawet te przypadki nie muszą determinować w pełni naszego życia dorosłego. Pewnie każdy z Was zna kogoś lub słyszał o ludziach, którzy dorastali w wyjątkowo niesprzyjających warunkach – np. w domu dziecka lub w środowisku pełnym degeneracji (przemoc, alkohol, brak podstawowego wykształcenia), ale nie pozwolili, by ich zły los wpłynął na resztę życia. Pomimo dramatycznych przeżyć i braku jakiegokolwiek wsparcia ze strony rodziny, stworzyli udane życie. Swoje pierwotne nieszczęście obrócili w siłę i motywację do działania. Znamy też drugą skrajność: ludzi, którzy dostali od życia niemalże wszystko, co dobre – sympatycznych i bogatych rodziców, kraj pochodzenia daleki od głodu i wojen, szczerych ludzi wokół siebie, od których mogą wiele się nauczyć, w końcu Internet, który ułatwia życie… A jednak nie robią z tych darów wiele pożytku, nigdy nie dojrzewają, prezentując nieraz roszczeniowy stosunek do życia.

A zatem to nasza reakcja na zdarzenia kształtuje nasze życie, a nie same zdarzenia. Nie wystarczy „mieć szczęście”, trzeba jeszcze dostrzegać, doceniać i umieć skorzystać z możliwości, które się pojawiają.

Konkluzja jest następująca: jeśli uważasz, że masz w życiu szczęście, to je masz. Jeśli natomiast myślisz, że masz pecha, to masz pecha. Proste 😉

Ani