W pierwszej części tego artykułu napisałam, że boimy się podejmowania konkretnych kroków chroniących siebie przed ludźmi, którzy nas ranią – np. poprzez zakończenie relacji – bo nie chcemy innych skrzywdzić. Tymczasem to właśnie akceptacja niewłaściwych zachowań oprawcy jest wyrządzaniem szkody. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że wzmacniamy jego błędny schemat działania, wysyłając ukryty komunikat: „Krzywdzenie innych jest ok”. Po drugie, taką postawą dajemy do zrozumienia, że nie musi niczego w sobie zmieniać, bo i tak jego zachowania będą akceptowane. Po trzecie, gnębiciel dochodzi do wniosku, że może poszerzać swoją „działalność” na innych, bo przecież nic złego nie robi, jest w porządku.

Piszę o tym nie po to, by zachęcić Was do niesienia pomocy agresorom, lecz by pokazać, że tolerowanie zła nie ma absolutnie żadnego pożytku dla kogokolwiek. Działa raczej jak gangrena, która – jeśli nie zostanie powstrzymana – rozniesie się na coraz większe obszary i wyrządzi coraz większe szkody.

W tej części wpisu chcę powiedzieć Wam o trzech etapach chronienia siebie przed złem.

Jaka jest alternatywa?

„Marne jest życie człowieka, który jest związany ze stereotypem trójkąta dramatycznego. Można wymagać od innych, nie wchodząc w rolę prześladowcy. Można pomagać ludziom, nie wchodząc w rolę wybawiciela. Można przypominać o swoich prawach, nie wchodząc w rolę ofiary. To jest klucz do samopoczucia i do budowania zdrowych relacji” (Jacek Santorski, psycholog)

Na tym wymownym cytacie mogłabym właściwie zakończyć ten wpis, bo zawiera całe sedno rozwiązania. Pamiętajmy o kluczowej sprawie: naszym celem nie powinna być zmiana oprawcy – nie chcemy bawić się w przemianę kogoś, kto wcale tego nie pragnie – ale troska o siebie i postawienie swojej granicy tolerancji. Oprawca zapewne nie zmieni swojego podejścia do innych. Jest to bardzo prosty mechanizm: używamy swojej siły tylko wobec tych, którzy na to przyzwalają.

Poniżej przedstawione sposoby radzenia sobie z toksycznymi ludźmi to asertywne zachowania. Asertywne stawianie granic zapewne przyjdzie nam z łatwością, gdy obraża nas ktoś obcy, jednak może się okazać niebywale trudne, gdy chcemy obronić się przed bliskimi, których kochamy: współmałżonek alkoholik (znęcający się też nad dziećmi), raniący nas przyjaciel, nadmiernie krytyczny rodzic, oraz przed osobami, od których jesteśmy w danym momencie zależni: znęcający się szef, toksyczny współpracownik, poniżający nas wykładowca.

1. Komunikowanie swoich granic

Komunikując swoje granice, warto mówić o sobie i tworzyć wypowiedzi, które są asertywne, czyli bezpośrednie, szczere i stanowcze, jak np.:

  • „Proszę, byś na mnie nie krzyczała”
  • „Nie zgadzam się, byś mnie obrażał i poniżał, proszę, byś przestał”

Kierujmy się tym, co czujemy w danej chwili i komunikujmy na bieżąco, co nam się nie podoba. Obserwujmy reakcje drugiej strony. Ja traktuje to jako informacją zwrotną o agresorze. Mogę po tym mniej więcej ustalić, z kim mam do czynienia i jak mogę się przygotować na dalszą ewentualną obronę siebie. Prawdopodobnie jeden taki komunikat (czy nawet kilka) nie zmieni zbyt wiele albo zaogni jeszcze sytuację, bo oprawca zacznie się bronić lub atakować nas mocniej. Wtedy przejdź do punktu 2.

jak sie chronic

2. Ograniczenie kontaktów

W pracy można ograniczyć kontakty ze współpracownikiem do minimum, a najlepiej wcześniej porozmawiać z szefem i poinformować o całej sytuacji. Domyślam się, że nie w każdej pracy jest to łatwe zadanie, ale wierzę, że na wiele różnych sposobów można o siebie zadbać: zmiana pokoju, zmiana działu, zmiana godzin pracy, rozmowa z kolegami, którzy mogą mieć podobne spostrzeżenia na temat oprawcy, rozmowa z przełożonym swojego przełożonego itp. Jeśli Twój kierownik zachowuje się toksycznie, to zastanawiam się, co jeszcze robisz w tej pracy 😉

Z rodziną nie musi być wcale trudniej ograniczyć kontakty, chyba że mieszkamy pod jednym dachem w ciasnym bloku. Przydałoby się mieć tupet i być zuchwałym, jako że w polskim społeczeństwie rodzina jest święta i trzeba ją kultywować, nawet jeśli najbardziej nas zraniła i nie chce przestać. Jednak najwięcej odwagi i zdecydowania wymaga ostatni punkt. Do zastosowania w cięższych przypadkach.

3. Zakończenie relacji

Gdy na bieżąco informujemy krzywdziciela, że nie podoba nam się jego sposób traktowania nas oraz uprzedzamy, że jeśli tego nie zmieni, to będziemy musieli odejść, to warto być konsekwentnym i zakończyć relację. Możemy zostać za to znienawidzeni przez niektórych, ale jednocześnie zyskamy ich szacunek, którego prawdopodobnie do tej pory brakowało w stosunku do nas. Pamiętajmy, że najważniejszy jest nasz komfort psychiczny. Nie możemy obarczać się odpowiedzialnością za krzywdzące zachowania innych i tolerować je w nieskończoność. Mamy prawo wybierać ludzi, z którymi chcemy spędzać czas – nasze życie. Mamy prawo, wręcz obowiązek chronić siebie. Jeśli my sami zaczniemy traktować siebie z godnością i szacunkiem, to jest pewne, że znajdziemy lepszą pracę w zdrowszym środowisku, dojrzałego partnera czy przyjaciela i nawet rodzica, który z czasem zaakceptuje nasze nowe granice. A nawet jeśli nie, to jego wybór i jego strata 😉

Epilog

Rzecz jasna, są to tylko propozycje samoobrony. Każdą sytuację warto rozważyć indywidualnie i wybrać najlepszą dla siebie metodę. Te rady mogą być pomocne w przypadku, gdy nasze emocjonalne współuzależnienie od innych jest na poziomie umiarkowanym. Przy regularnych trudnościach z podstawową troską o siebie i swoich granic przyda się głębsze spojrzenie swoim schematom. Bo nawet jeśli zachowasz się asertywnie, to możesz czuć wyjątkowo silne wyrzuty sumienia i nawracające wątpliwości, czy podjąłeś właściwą decyzję.

Wracając do mojej pracy, która mnie zainspirowała do tego tekstu: oprócz bronienia siebie przed chwiejną emocjonalnie współpracownicą, na bieżąco informowałam swoją menedżerkę o jej żenujących zachowaniach wobec mnie i klientów. Ta się ze mną zgadzała i nawet nie ukrywała znużenia postawą swojej podwładnej. Jednak nie szły za tym żadne konkretne działania z jej strony. Zatrzymywała się na punkcie 1. Któregoś dnia napisałam jej bardziej dobitnie (po angielsku), co o tym wszystkim myślę, m. in.:

„Wielkoduszność nie przejawia się wówczas, gdy pozwalasz toksycznym ludziom na ranienie tych niewinnych, lecz wtedy, gdy używasz swoją władzę i wpływy na ochronę tych dobrych – klientów, zespół i siebie samą”.

W dojrzałych relacjach i zdrowych środowiskach ludzie są dla siebie partnerami. Nie ma miejsca na kata, ofiarę czy zbawcę. Wiem, że to nadal mało popularny model funkcjonowania, ale szkoda naszego życia na czekanie, aż stanie się powszechnie uznany i stosowany.

podpis-sygnatura