Uśmiech to uniwersalny sposób komunikacji, rozumiany tak samo na każdym zakątku świata, bez względu na rasę, płeć czy wiek. Do śmiechu najczęściej potrzebujemy innych ludzi – na żywo, w Internecie, książce. Przeciętny polski mężczyzna uśmiecha się tylko osiem razy dziennie, kobieta trochę więcej, bo trzydzieści cztery razy. Ale marnie to wypada w porównaniu z 3-letnim dzieckiem, które śmieje się aż czterysta razy dziennie. Ciekawe, że dzieci zaczynają się śmiać jeszcze przed mówieniem.
Co w takim razie przestało działać u dorosłych?
Dorosłość
Czy zauważyliście, że przychodzi taki moment w życiu, kiedy coraz rzadziej się śmiejemy i coraz mniej rzeczy nas bawi?
Zaobserwowałam to u wielu dorosłych ludzi. Panuje wśród niektórych opinia, że gdy ktoś się dużo śmieje, to znaczy, że nie jest dojrzałą osobą: według nich dojrzałość człowieka widać w powadze twarzy i sztywności szczęki. Myślą, że śmiać się powinno tylko wtedy, kiedy wypada albo kiedy jest naprawdę śmiesznie. I w ten sposób pozbawiają się okazji do śmiechu – tych okazji jest coraz mniej.
Jedna z trenerek prowadząca zajęcia dla dorosłych w Akademii Śmiech i Radości mówi podczas rozmowy w radio:
„Ludzie na początku dziwią się, że potrafią głośno się śmiać i jaki dziwny jest ten ich śmiech. Ponieważ niektórzy dorośli zapomnieli, że można się na głos śmiać. (…) Tak naprawdę usiłujemy w sobie odnaleźć to dziecko, które gdzieś tam się pogubiło w tej dorosłości i go nie ma. Zapomnieliśmy, że kiedyś byliśmy dziećmi, zapomnieliśmy jak dzieci się śmieją. (…) Dzieci nie potrzebują żadnego dużego powodu do śmiania, śmieją się bez powodu. (…) Smutne jest, że ludzie w ogóle unikają głośnego śmiechu w takich miejscach, gdzie mogliby w sposób uzasadniony się śmiać [np. w kinie], bo znowu nie wypada”.
Próbowaliście kiedyś w Polsce uśmiechnąć się na ulicy tak po prostu do obcej osoby? Ja próbowałam – niektórzy odwzajemniają. Ale zdecydowana większość albo jest obojętna, albo reaguje wrogością. Czyjś uśmiech nie jest odbierany jako zwykła życzliwość, lecz jako atak na ich osobę: zakładają, że albo ktoś się z nich bezczelnie śmieje, albo zaraz będzie chciał oszukać lub okraść, albo że to zwykły wariat, bo kto normalny by się uśmiechnął do nieznajomego bez powodu 😉
Widać wtedy, jak bardzo jesteśmy nieufni i jak trudno nam założyć na wstępie dobre intencje u nieznajomych. Z jednej strony rozumiem tę podejrzliwość, biorąc pod uwagę historię narodu i ucisk z każdej strony. Owszem, nie wolno zapomnieć o historii. Ale przeszłość nie powinna budować naszej teraźniejszości. Pasują to słowa hinduskiego psychoterapeuty, teologa i filozofa:
“Z przeszłością należy się rozstać nie dlatego, że była zła, lecz dlatego, że jest martwa” (Anthony de Mello).
Teraz mamy zupełnie inną rzeczywistość – lepszą, więc stwórzmy ją na nowo.
Uśmiech sztuczny
Stawiam na szczerość również w przypadku uśmiechu. Wprawdzie sztuczny uśmiech może przynosić pewne korzyści, o których więcej napiszę za chwilę, jednak tylko w przypadku, gdy robimy to dla siebie, dla swojego lepszego samopoczucia. Dlatego jeśli chcesz coś udawać przed innymi i tak się składa, że aktorem akurat nie zostałeś, to naprawdę nie ma sensu. Żadnego.
Oto trzy grupy ludzi, którzy błędnie sobie przyswoili rolę uśmiechu:
1. Ci sami, którzy mało się uśmiechają, czasem chcą Cię pocieszyć – widząc Twoją smutną minę – słowami: „Uśmiechnij się”. Tak jakby właśnie tego jednego uśmiechu Ci brakowało do pełnego szczęścia. No cóż, obawiam się, że w tym momencie przede wszystkim chcą sobie poprawić humor. Raczej mało ich interesuje poświęcenie Ci czasu i zrozumienie powodów Twojego nastroju, po prostu woleliby, żebyś przestał się smucić. Takie to trudne? 😉 Myślą, że skoro smutek to „negatywna” emocja (nie ma negatywnych emocji, mogą być jedynie destrukcyjne), to należy jej unikać za wszelką cenę. Gdy „dzięki” nim uśmiechniesz się, to będą mieć zaspokojone sumienie, że zajęli się Tobą (przez 2 sekundy) i Ci „pomogli”. A jacy będą z siebie dumni! Wow!
Te osoby równie gorliwie „pocieszają” np. płaczące dziecko, każąc mu: „Nie płacz”. Tak jakby coś złego było w płakaniu.
Nie wątpię, że te z pozoru niewinne słowa są wypowiedziane w dobrej wierze. Z tym że zbyt dużo złych rzeczy ludzie robili innym w dobrej wierze, więc słaby to dla mnie argument.
Zatem nie jestem zwolennikiem sztucznie przyklejonego uśmiechu. Jeśli ktoś jest smutny, zły lub po prostu zamyślony, to pozwólmy mu takim być i przeżywać swoje emocje tak, jak chce. Nie próbujmy wywoływać uśmiechu na siłę. Wiesz, że podchodzi to pod przemoc psychiczną?
2. Druga grupa to ludzie, którzy uśmiechają się sztucznie, z grzeczności. Bo tak zostali wychowani przez np. mamusię. Na ogół to bardzo poważni ludzie z zastygniętą twarzą (i proszę z nich sobie nie żartować!). Uważają, że śmiech to domena dzieci i ludzi niedojrzałych, dlatego mocno starają się nie pokazywać swoich emocji na twarzy. Gdy jednak stwierdzą, że coś zasługuje na ich uwagę i powinni to okazać, to nagle wyskakują ze sztucznym uśmiechem – śmieją się ustami, nie oczami. Widać, że robią to w sposób wymuszony i fałszywy.
3. Ostatnia grupa to ludzie na co dzień uśmiechnięci i z umiarkowanym poczuciem humoru. Ale kiedy wykonują swoją pracę – najczęściej wysoko postawione stanowisko, np. Pan prezes, Pani psycholog, Pan doktor itp. – nie uśmiechają się w obawie przed utratą swojego autorytetu w oczach podwładnych lub swoich klientów. Na ten czas zamieniają się we wredną zdzirę lub nadętego dupka. Najwidoczniej są mało świadomi faktu, że nawet jeśli wyglądają wtedy na bardziej kompetentnych (najczęściej tylko we własnych oczach), to niepotrzebnie tworzą ogromny dystans w stosunku do innych ludzi. Ani to nie sprzyja większej wydajności pracownika, ani nie sprawia, że pacjent szybciej wraca do zdrowia. Wzbudzanie szacunku czy autorytetu poprzez strach było stosowane m. in. w obozach koncentracyjnych… Jednak historia pokazała, że istnieją lepsze metody. Przyznam, że współczuję takim osobom, bo życie w ciągłym lęku o swoją reputację i przybieranie na co dzień dwóch różnych twarzy nie jest czymś, czego można im pozazdrościć.
Kiedy sztuczny uśmiech jest pożyteczny?
Oczywiście nic nie dorówna szczerym uśmiechom, jednak okazuje się, że warto czasami uśmiechać się na siłę, w celu poprawienia sobie humoru. Według badań naukowców z Uniwersytetu Kansas mózg nie odróżnia, czy jesteśmy w tym autentyczni, i wynagradza nas dużą dawką endorfin. Więc fundujmy sobie sztuczny uśmiech, kiedy budzimy się rano niewyspani, kiedy mamy gorszy humor albo idziemy na rozmowę o pracę. Przekonałam się własnej skórze, że to działa.
Lubię też grę, która polega na rozdawaniu i otrzymywaniu od innych sztucznych uśmiechów. Oczywiście w moim przypadku prowadzi to z reguły do prawdziwego wybuchu śmiechu 😉
Śmiejmy się i używajmy uśmiechu, ile wlezie. Nie oszczędzajmy mięśni twarzy, cieszmy nasz mózg. Nic to nas nie kosztuje, nic nas nie boli.
Uśmiech zjednuje ludzi. Więc okazujmy sobie nawzajem życzliwość. Użyjmy tego prostego narzędzia i róbmy innym dobrze, a przede wszystkim sobie 😉
A Wy ile razy śmiejecie się w ciągu dnia? Co wywołuje w Was uśmiech? A może nie widzicie potrzeby rozdawania uśmiechów wszystkim ludziom?