WHO szacuje, że corocznie ok. 27% Europejczyków (między 18-65 rokiem życia) doświadcza różnych form zaburzeń psychicznych, wliczając w to problemy wynikające z nadużycia substancji psychoaktywnych, psychozy, depresje, lęki, zaburzenia odżywiania.
Mimo tych niepokojących danych wciąż jest to temat tabu nie tylko w Polsce, ale na całym globie. Musimy to zmienić, jeśli chcemy mieć zdrowe i zadowolone społeczeństwo.
Warto na wstępnie przyjrzeć się znaczeniu poszczególnych pojęć. Posłużmy się definicjami Światowej Organizacji Zdrowia (przetłumaczyłam je z j. angielskiego).
Zdrowie psychiczne (po ang. mental health) jest stanem dobrego samopoczucia, w którym dana osoba może zrealizować własny potencjał, radzić sobie ze stresami w życiu, pracować wydajnie i mieć wkład w swoją społeczność.
Zaburzenia psychiczne (po ang. mental disorder) obejmują szeroki zakres problemów z różnymi objawami. Na ogół są one opisywane jako pewna kombinacja zaburzeń myśli, emocji , zachowań i relacji z innymi. Przykłady to depresja, stany lękowe, zaburzenia zachowania u dzieci , zaburzenia dwubiegunowe i schizofrenia . Wiele z tych chorób można skutecznie wyleczyć.
Już samo określenie chory psychicznie w wielu kulturach ma wydźwięk jednoznacznie negatywny i stygmatyzujący, czego nie można powiedzieć o wyrażeniu chory fizycznie.
Tabu – czyli co dokładnie
Jeśli boli cię głowa, ząb, jesteś przeziębiony lub złamałeś nogę, to raczej nikt nie odważy się pomyśleć lub powiedzieć głośno, że przesadzasz. Nikt też nie oczekuje od Ciebie zignorowania objawów i aktywnego uczestnictwa w życiu i pracy.
Ale jeśli ktoś źle się czuje „na duszy”: znajduje się w czarnej otchłani, przechodzi załamanie nerwowe, lęki w jego głowie rosną do niewyobrażalnych rozmiarów, ma nawet myśli samobójcze, wtedy prawie nikt nie traktuje poważnie takich dolegliwości. Dlaczego? Dlatego, że nie są to schorzenia fizyczne. Słyszymy wtedy od innych w ramach „dobrej” rady, że powinniśmy wziąć się w garść, przestać się martwić i cieszyć się życiem. Gdy dowiadujemy się o czyjejś chorobie fizycznej to najczęściej automatycznie uruchamia nam się empatia i zrozumienie wobec osoby poszkodowanej. To dlaczego nie reagujemy na takiej samej zasadzie na cierpienia psychiczne?
Wniosek jest następujący: w społeczeństwie istnieje pełne, wyraźne przyzwolenie na chorowanie fizyczne, natomiast większość niedomagań natury psychicznej jest pomijana. Ludzie od wieków permanentnie, regularnie i bezczelnie lekceważyli i dalej lekceważą zły stan psychiczny oraz emocjonalny u człowieka, uznając za groźne i istotne tylko schorzenia fizyczne, zewnętrzne, namacalne i uchwytne.
Żeby uświadomić sobie cenę ignorowania zaburzeń psychicznych, wystarczy wspomnieć o statystykach: według WHO 90% samobójstw w krajach z wysokimi dochodami może być związana z zaburzeniami psychicznymi. W tym momencie przychodzą mi na myśl słowa mojego pierwszego mentora w dziedzinie psychologii, Mieczysława Wojciechowskiego:
“Sfera emocjonalna przesądza nawet o życiu i śmierci. Jest nieskończenie ważniejsza, decyduje o wszystkim”.
O tyle jest to przerażające i przykre, że mało kto podejmuje próbę samobójczą z powodu choroby fizycznej. Właściwie każdy, kto chciał się zabić, i każdy, kto zrobił to skutecznie, cierpiał na „bóle” natury psychicznej i emocjonalnej. Oczywiście bezpośrednią przyczyną samobójstw nie zawsze są problemy emocjonalne, ale nie radzenie sobie z życiowymi kryzysami (bezrobocie, porzucenie, przemoc, niemoc) pośrednio przyczyniają się do tak tragicznego aktu. Dopóki będziemy bagatelizować ten problem, dopóty będzie tylko gorzej.
Dlatego niezwykle ważne jest, aby zmienić w społeczeństwie podejście do naszej psychiki i uświadomić wszystkim, że to najważniejsza sfera w naszym życiu. Absolutnie nie możemy pomijać i umniejszać jej roli, bo ostatecznie zależy od tego nasze przeżycie: jej długość i jakość.
A jakie są przyczyny tabu?
Historia
Psychologia na świecie w podejściu naukowym zaczęła się kształtować dopiero w XIX wieku. Do tego czasu psychikę człowieka rozważano w obrębie takich dziedzin jak filozofia, medycyna czy teologia. Zatem jest to dość nowa dyscyplina naukowa i niestety dla wielu osób pozostaje nadal obca, niezrozumiała, nieoswojona i niedoceniana. Idąc tym tropem, również pojęcie zdrowia psychicznego jest nowym „wynalazkiem”. Pierwszy termin „mental hygiene” wprowadził William Sweetser w połowie XIX wieku. W Polsce natomiast wiedza, właściwe zrozumienie i odpowiednie podejście do tematu zaburzeń psychicznych zaczęło się dopiero na początku XXI wieku. To dość późno w porównaniu z Zachodem, więc w sumie nie można się dziwić, że wciąż istnieje wiele mitów na temat psychologii jako takiej.
Brak rozmów w domu
Czyli wychowanie bez uwzględniania emocji. Ważniejsze jest dostosowanie się do panujących trendów i modelu świata. Bardzo szybko dochodzi do utraty kontaktu ze sobą, ze swoimi emocjami. Przestajemy rozpoznawać, co się dzieje z nami. Przestajemy prowadzić wewnętrzny świadomy monolog. To w domu wpaja się nam kompletne ignorowanie naszych odczuć i skupianie się wyłącznie na rozumie (są przecież zadania do wykonania, odgórnie zresztą narzucane). To w domu dostajemy często najlepszy trening maskowania swoich prawdziwych uczuć i udawania kogoś, kim nie jesteśmy, w celu uzyskania akceptacji otoczenia. W większości rodzin po prostu nie rozmawia się o emocjach. Tak jakby one w ogóle nie istniały. Jeśli już porusza się kwestie psychiki, to głównie są to rozmowy między kobietami. Chłopców już od maleńkości skutecznie się zniechęca do okazywania prawdziwych uczuć, ganiąc ich za płacz i słabość, a ćwicząc ich do bycia „twardymi” i „męskimi”, cokolwiek by się nie kryło pod tymi enigmatycznymi dla dziecka słowami. Dziewczynki mają tylko trochę lepiej, bo wolno być słabymi, jednak za cenę uległości wobec innych i braku asertywności. Właściwie wystarczy obserwować swoich rodziców, którzy nędznie sobie radzą z własnymi emocjami. Koniec końców, swoje rodzinne domy opuszczają dorośli ludzie, którzy pod względem emocjonalnym są małymi dziećmi. Mają ogromne braki emocjonalne, a ich potrzeby nie zostały zaspokojone.
Brak edukacji w szkole
W tradycyjnej szkole pod żadnym pozorem nie uświadczysz takiego przedmiotu jak inteligencja emocjonalna. Tam uczy się wszystkiego, co dotyczy świata zewnętrznego, pomijając zupełnie instrukcję obsługi człowieka. W szkole nikogo nie interesuje, jak się czuje dziecko szykanowane przez rówieśników, przeciążone obowiązkami lub zupełnie samotne. Liczy się program, który trzeba zrealizować. Wszystkie dzieci, które w jakiś sposób sobie nie radzą, tracą akceptację nauczycieli, rówieśników, są wyśmiewane i uchodzące za leniwe lub niezdolne. Oprócz tego, że szkoła mocno zaburza nasze poczucie wartości i odbiera naturalną ciekawość świata, to jeszcze utwierdza nas w przekonaniu, że nasze emocje i samopoczucie w całej tej machinie są bez znaczenia. Dodatkowo wmawia się nam, że jeśli mamy problem, to wyłącznie z naszej winy. Daniel Goleman w swojej wybitnej książce „Inteligencja emocjonalna” pisze o obecnej sytuacji w szkole:
„Pojawił się zupełnie nowy i bardziej niepokojący rodzaj braku wiedzy i umiejętności – analfabetyzm emocjonalny”.
Nieprzyjazne emocje a zaburzenia psychiczne
Mam tu na myśli głównie lęk, zakłopotanie, wstyd, pogardę, wyśmiewanie i złość w stosunku do osób z zaburzeniami psychicznymi. Te uczucia najczęściej wynikają z niewiedzy, więc to od nas zależy, czy będziemy chcieli je pielęgnować lub przeciwnie, minimalizować, a jeśli okaże się to możliwe – zniwelować całkowicie.
Boimy się tego, czego nie rozumiemy (nie znamy). Boimy się krzywdzącej oceny otoczenia. Osoba zaburzona niechętnie (nawet przed sobą) przyznaje się do pewnych trudności, ponieważ nie akceptuje i nie daje sobie prawa do bycia słabą i bezbronną w jakimś momencie swojego życia. Obawiamy się odrzucenia – przyklejenia nam łatki „wariata” i/lub zwolnienia z pracy przy chorobowym L-4 od psychiatry.
Otoczenie czuje się zakłopotane w kontakcie z osobą zaburzoną: nie wie, co powiedzieć, czy w ogóle coś mówić. Ludzie trzymają się od niej z daleka, jakby bali się zarażenia tym tajemniczym, niepojętym, rodem z piekła schorzeniem. A kysz! Gdy ktoś nam się zwierzy, uciekamy od „takich” tematów, by pozbyć się uczucia niezręczności.
W Polsce przyznanie się do różnego rodzaju psychicznych dolegliwości, zaburzeń czy chorób z reguły wiąże się ze wstydem. Niechętnie się dzielimy tymi informacjami z innymi i czujemy się skrępowani, kiedy inni nam się „pochwalą”. W obawie przed napiętnowaniem (szczególnie w mniejszych miejscowościach i wsiach) wielu Polaków nie zgłasza się po pomoc do specjalistów. Z kolei nieprzychylne nastawienie społeczeństwa utrudnia powrót do pracy i relacji towarzyskich tym, którzy przeszli leczenie psychologiczne lub psychiatryczne.
Pogarda w tej kwestii jest domeną ludzi mało wrażliwych. Ogarnia ich wręcz obrzydzenie wobec jednostek tzw. gorzej przystosowanych do życia. Osoby z depresją czy innymi zaburzeniami psychicznymi (np. z myślami samobójczymi), są powszechnie uznawane przez społeczeństwo za osoby słabe, nieporadne i stwarzające same problemy. Są też obwiniane za ten stan.
Z wyśmiewaniem łatwiej nam w grupie: sami nie mamy odwagi, ale w towarzystwie czujemy się silniejsi. Lubimy w gronie innych śmiać się z kogoś, o kim się dowiedzieliśmy, że miał „nierówno pod sufitem”. Nabijając się ze słabości innych, podbudowujemy tak naprawdę swoje ego, czujemy się lepsi.
Złość może pojawiać się np. u rodzica, który nie akceptuje swojego (dorosłego) dziecka, bo nie odpowiada jego wizji. Złość może ogarnąć również surowego pracodawcę, który nie toleruje abstynencji pracowników z powodu tak „głupich” i „błahych” spraw. Dotyczy też grupy sfrustrowanych obywateli, których może irytować wspieranie z jego podatków ludzi z zaburzeniami.
Jakie jeszcze emocje przychodzą Wam do głowy w kwestii postawy ludzi wobec zaburzeń psychicznych? Piszcie w komentarzach.
Ignorancja
Mam tu na myśli lekceważenie, niezrozumienie, izolację, stereotypy oraz stygmatyzację osób chorych i zaburzonych. To wszystko jest konsekwencją ignorancji, czyli nieznajomości tematu, wynikającą często z nieuctwa lub obojętności wobec wiedzy. Nie znamy zagadnienia i nie próbujemy go zgłębić, owładnięci mieszanką lęku i pogardy. Można powiedzieć, że ignorancja tworzy z poprzednimi czynnikami błędne koło: nie rozumiemy czegoś, więc boimy się; boimy się, więc nie próbujemy nic zrozumieć.
Stereotypowe podejście do osób z problemami psychicznymi i brak należytej odgórnej edukacji ma oczywiście decydujący wpływ na postawę każdego obywatela, choć nie zwalnia to nikogo z odpowiedzialności i nie uprawnia do krzywdzącej oceny. Ciemnotą jest wydawanie sądów na temat czegoś, czego nigdy nawet nie próbowało się zrozumieć. Zaburzenie psychiczne dla większości kojarzy się ze szpitalami psychiatrycznymi i z ludźmi, którzy postradali zmysły: chodzą po ścianach, gryzą albo leżą bezmyślnie. Oczywiście istnieje pewna grupa ludzi, która pasuje do powyższego opisu, ale błędem jest patrzenie na wszystkich przez pryzmat tego stereotypu. Natomiast do stygmatyzacji niestety przyczyniają się media, bo przedstawiają osoby chore w kontekście jakichś tragedii, nie wspominając o tym, że wiele osób zostaje wyleczonych i funkcjonuje pośród nas.
Nie uciekajmy
Oczywiście po większości osób nie widać, żeby miały jakieś problemy ze swoją psychiką. Czasem wręcz mylnie oceniamy innych jako osoby odważne i zaradne życiowo. A obawiam się, że ta dobra mina to często zwykły kamuflaż lub po prostu brak świadomości własnych lęków.
Uciekamy od tematu, bo nie jest atrakcyjny, bo wydaje nam się, że nie dotyczy nas osobiście. Jednak WHO ma inne zdanie na ten temat: „Wizja WHO «braku zdrowia bez zdrowia psychicznego» odzwierciedla definicję zdrowia w konstytucji WHO. Zdrowie psychiczne jest to nasza wspólna sprawa; to wpływa zarówno na jakość życia osób dotkniętych problemami psychicznymi, ich opiekunów i na produktywność społeczeństwa jako całości. W wielu krajach zachodnich zaburzenia psychiczne są główną przyczyną niezdolności do pracy, odpowiedzialne za 30-40% przypadków długotrwałych zwolnień lekarskich i kosztuje około 3% PKB”. Poza tym Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że będzie się zwiększać liczba chorujących psychicznie. Więc prędzej czy później każdy z nas będzie musiał zainteresować się tą sferą życia, bo może to dotknąć nas lub naszych bliskich i pociągnąć za sobą poważne konsekwencje. Ten długi artykuł chcę zakończyć fragmentem monologu w radiu Tok Fm filozofa Tomasza Stawiszyńskiego, którego darzę dużą sympatią, i którego słowa, aczkolwiek dotyczące konkretnego wydarzenia, stanowią trafną konkluzję poruszonego przeze mnie tematu:
„(…) A wiele też wskazuje na to, że odcinając się od trudnych emocji, od trudnych doświadczeń, udając, że tych doświadczeń nie ma, spychając je do sfery patologii, nie tylko się stajemy kompletnie nieprzygotowani na te sytuacje, kiedy takie doświadczenia się pojawiają, a pojawią się tak czy inaczej, na pewno w życiu każdego z nas. Ale także przede wszystkim może zamykamy się na innych, którzy już teraz cierpią. To doświadczenie lęku, doświadczenie bezradności, bez ucieczki od nich, bez negacji, bez odsyłania ich do jakichś sfer patologii właśnie, w jakimś głębokim sensie, mam wrażenie, otwiera nas bowiem na współczucie po prostu. Rodzi w jakimś sensie empatię, rodzi poczucie wspólnoty z innymi ludźmi, z innymi zwierzętami. No a kiedy uciekamy od tych trudnych emocji, tych ciężkich przeżyć, to zarazem nie tylko siebie negujemy – rzeczywistość własnego doświadczenia, ale negujemy też innych i rzeczywistość ich doświadczenia; innych w cierpieniu czy w rozpaczy, innych doświadczających ograniczeń, niemocy czy lęku. Myślę, że nie warto negować ani siebie, ani innych, i takie dni jak dzisiaj nam o tym przypominają”.
Czy uważacie, że zdrowie psychiczne to temat tabu? Czujecie potrzebę przyglądania się swoim myślom i emocjom? A może nie jest to dla Was ważna sfera w życiu?